Zwykle jest mi bliższa
teoria niż praktyka, ale tym razem zrobiłam wyjątek i wzięłam udział w
performance’ie Karoliny Breguły „Muzeum o świcie”.
Było
o tyle interesująco, że akcja miała się odbyć o 4 nad ranem, jednak później
zmieniono ten czas na 2 w nocy. Karolina jest żywiołową kobietą. Nie miała
żadnych trudności z poprowadzeniem kilkunastoosobowej międzynarodowej grupy.
Zarażała energią i entuzjazmem.
Wczesnym
wieczorem zebraliśmy się, żeby omówić i przygotować wydarzenie. Miało polegać
na tym, że uczestnicy mieli się wcielić w role zjaw wykonujących czynności
nawiązujące do performance’ów z tegorocznej i poprzednich edycji Kontekstów;
każdy z nas dostał piżamę lub szlafrok. Porozstawialiśmy się wzdłuż biegnącej w
górę ścieżki do lasu, byliśmy upiornie podświetleni latarkami. Od 2 w ciągu
godziny przewinęło się około trzydziestu spacerowiczów, na których czekał m.in.
obnażający się duch, mężczyzna w damskiej koszuli nocnej przechadzający się ze
stołem, dziewczyna rąbiąca drzewo, zjawa z grabiami na głowie, postać
wykrzykująca „Wykopałam tutaj grób. Proszę się położyć” i inni.
Niestety stojąc na
początku tej upiornej nie mogłam obserwować całości. Miało być i śmieszno i straszno,
moim zdaniem tak właśnie wyszło. Ogólny oddźwięk ze strony przechadzających się
był pozytywny, jednak niektórzy wydawali się nieco zdezorientowani tym, co się
dzieje, albo wręcz podejmowali próby ingerowania, np. próbując zabierając
upiornej drwalce siekierę, czy wypominając dziewczynie leżącej pod płytą, że to
głupie i nie powinna tego robić. Szkoda, że nie każdy potrafi się bawić.
Marsz
zakończył się grillem, a performerzy na koniec zostali obdarowani brawami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz